Część 30
Max zauważył wyraz szoku na twarzach rodziców gdy weszli z Liz do restauracji. Parkerwie nie byli tyle zszokowani, co próbowali zrozumieć co się właściwie dzieje.
Max? Phillip powiedział wstając od stolika. Co ty sobie wyobrażasz/myślisz? Wiedział, że jego syn żywił głębokie uczucia do tej dziewczyny, ale czy zdawał sobie sprawę w co się pakuje?
Najwyraźniej nic, Phillipie. Diane powiedziała stając obok męża. Max, daj spokój. Skończ te brednie/nonsens.
Zamknij się, mamo. Max powiedział przyciągając Liz bliżej do swego boku.
Diane „gasped” i zakryła sobie usta dłonią. Maxwell! powiedziała ostro. Idziemy do domu, w tej chwili!
Nie. Powiedział spokojnym głosem.
Nancy stanęła między nastolatkami i rodzicami Maxa. Może powinniśmy to razem przedys-
Nie ma nad czym dyskutować, Nancy. Diane powiedziała, zabierając swoją torebkę ze stolika. Zabieram swojego syna i idziemy do domu. Postanowione.
Phillip położył dłoń na ramieniu żony. Powinniśmy to przedyskutować.
Nie, tato. Max powiedział. Ma rację, nie ma o czym rozmawiać. Liz i ja pobierzemy się zaraz po skończeniu ogólniaka. Razem pójdziemy na UCLA.
Diane patrzyła na syna z otwartymi ustami, torebka wypadła jej z rąk. Obróciła się i spojrzała na Phillipa. Idzie na UCLA. Odwracając się z powrotem do Maxa powiedziała. Idziesz na UCLA? A co się stało z Harvardem, co?
Liz się stała. Powiedział.
A właśnie. Ona się stała. Diane powiedziała patrząc na dziewczynę stojącą tak blisko jej syna.
Ona ma imię, mamo. Max wysyczał. Nie mógł znieść tego jak jego matka się zachowywała. Nie mogła ich po prostu zaakceptować?
Diane westchnęła i podniosła torebkę. Nie rozumiesz co robisz? Zrujnujesz sobie z nią przyszłość!
Diane! Nie waż się tak mówić o mojej siostrzenicy! Nancy krzyknęła broniąc Liz. Jest doskonale-
W tym momencie Liz przestała ich słuchać. Naprawdę rujnowała Maxowi przyszłość? Miał tyle możliwości, a ona wiecznie będzie uciekać przed przeszłością. Czy to małżeństwo to aby na pewno dobry pomysł? Nie chciała być przyczyną rozpadu związku matki i syna
Gdy Liz wróciła do rzeczywistości przywitał ją wrzask, wszyscy na siebie krzyczeli, musiała zakryć uszy.
ZAMKNIJCIE SIĘ WSZYSCY! przekrzyczała ich.
Odkryła uszy, wszyscy się na nią patrzyli. Spojrzała na swoją lewą dłoń z błyszczącym diamentem.
Liz? Max spytał widząc ponury wyraz jej twarzy.
Matko, Max, pomyślała. Mnie to zaboli bardziej niż ciebie
Liz spojrzała w górę, oczy świeciły jej się od nie uronionych łez. Jeszcze raz spojrzała na swoją dłoń, zdjęła pierścionek. Przykro mi, Max. Powiedziała kładąc pierścionek na jego dłoni. Nie mogę zrujnować ci przyszłości.
Max spojrzał na pierścionek, który mu oddała, poczuł ucisk na żołądku. Podniósł wzrok, drzwi do zaplecza huśtały się w przód i w tył.
Max. Diane położyła rękę na ramieniu syna, ale on odskoczył.
Nie. Powiedział i wybiegł na zaplecze, po schodach do mieszkania Parkerów. Liz! krzyknął dobiegłszy do drzwi. Przekręcił klamkę. Zamknięte. Liz! krzyknął znowu. Zaczął uderzać pięścią w drzwi, mgliście zdając sobie sprawę, że po policzkach płyną mu łzy. Błagam, nie rób tego. Nie stawiaj na mnie krzyżyka. Max płakał ześlizgując się na posadzkę. Walnął w drzwi jeszcze kilka razy. Kocham cię
I wiem, że ty też mnie kochasz.
Liz podciągnęła kolana pod brodę. Kocham cię, Max. Wyszeptała.
***
Diane patrzyła jak jej syn ponownie wchodzi do jadalni. Max. Powiedziała, próbując się do niego zbliżyć, ale on znowu się odsunął.
Max wyszedł z restauracji i przeszedł przez ulicę do swojego jeepa. Szarpnął drzwi i wsunął się do środka. Obrócił głowę słysząc jak jego rodzice odpalają samochód, zanim odjechali w dół ulicy. Max uderzył pięścią w kierownicę, przeklinając własną matkę. Ostrym ruchem otarł łzy i już miał zapalić jeepa, gdy usłyszał cichy jęk, a potem szczeknięcie. Spojrzał do tyłu na fotel pasażera, Cole patrzyła się na niego wielkimi brązowymi oczami.
Max zaśmiał się przez łzy na widok psa. Jakimś cudem zaplątała się w pas bezpieczeństwa, kiedy oni zostawili ją tutaj, aż skończą rozmawiać z rodzicami. Wyplątał ją z pasów, wziął na ręce i wyszedłszy z jeepa ruszył w stronę Crashdown. Dotarł do drzwi, otworzył je, dzwonek oświadczył jego przybycie Nancy Parker.
Odwróciła się szybko i spojrzała w smutną twarz Maxa Evansa. Trzymał psa Liz czule w ramionach gdy powoli szedł w jej stronę.
Proszę. Powiedział, składając psa na jej rękach. Postanowiliśmy zostawić ją w samochodzie dopóki nie skończymy
dyskutować z wami.
Nancy patrzyła jak tarł oczy, próbował powstrzymać łzy. Gdy powoli odchodził, jej serce ściskało się z żalu dla niego. Max.. zawołała zanim mógł wyjść. Obrócił się i czekał aż coś powie. Co mogła mu powiedzieć? Przykro mi..
Skinął i wyszedł z restauracji
***
Maria weszła powoli do pokoju Liz. Słysząc skrzypnięcie drzwi, Liz usiadła na łóżku, jej oczy czerwone i spuchnięte od płaczu.
Oooh, kochanie. Powiedziała, czując że jej oczy też napełniają się łzami. Usiadła koło niej i przytuliła ją. Już dobrze.. powiedziała pocieszająco.
Liz wypłakiwała się w ramię Marii, gdy ta kołysała ją w tył i w przód. Jej łzy przemoczyły koszulkę Marii i moczyły jej ramię. Odepchnęła przyjaciółkę na odległość ramienia i otarła jej łzy. Matko, Liz, tak mi przykro. Powiedziała. Co mogła powiedzieć, żeby jej ulżyć? Jest coś co mogę zrobić?'
Liz pokręciła głową i potarła oczy. Nikt nie może nic zrobić.
***
Isabel zapukała do drzwi pokoju brata i weszła. Leżał na łóżku, ręce pod głową, wpatrywał się w sufit. Oczy świeciły mu się od łez, ale chyba nie zdawał sobie sprawy z jej obecności.
Cześć, Max. Powiedziała łagodnie. Rzucił w jej stronę szybkie spojrzenie, dalej wpatrywał się w sufit. Słyszałam co się stało, I ee, chcę żebyś wiedział, że mi przykro. Wiem jak bardzo ją kochałeś..
Max obrócił się na bok, tyłem do niej, ale ona mówiła dalej. Chcę żebyś wiedział, że jeśli chcesz z kimś porozmawiać, jestem tu. Powiedziała. Rozejrzała się po pokoju, jej oczy spoczęły na migotaniu z jego szafki nocnej. Hey, to ten pierścionek? spytała, wyciągając po niego rękę.
Nie dotykaj go. Max powiedział, choć nie ruszył się ze swojego miejsca.
Powoli cofnęła rękę. Jest ładny. Powiedziała cicho. Uznała że nic z niego nie wyciągnie i ruszyła do wyjścia. Pamiętaj, że jestem tutaj, jeśli będziesz mnie potrzebował.
***
Alex patrzał w jej duże brązowe oczy, jego usta mocno zaciśnięte.
No dobra, kundlu. Powiedział, a uszy psa uniosły się. Jesteśmy tylko ty i ja. Nikogo więcej tu nie ma. No, pokaż co potrafisz
powiedział jej, zacierając ręce.
Hey, Alex. Liz powiedziała cicho wchodząc do pokoju.
Przestraszyła tym samym Alexa, który aż podskoczył. Matko, Liz. Powiedział. Na śmierć mnie wystrachałaś.
Liz patrzyła się na niego z uniesioną brwią. No, ja
Alex zaczął.
Udam, że tego nie słyszałam. Powiedziała, stawiając wodę na szafce, weszła z powrotem pod kołdrę.
Alex podszedł do niej i usiadł na łóżku. Teraz jego kolej, by spróbować ją rozweselić, Maria była w pracy. No, jutro szkoła.. powiedział.
Liz jęknęła. Nie idę. Zrzędziła.
Alex przytaknął. Nie spodziewałem się. Wpatrzył się w koc, w końcu zaczął nowy temat. 31 kończymy szkołę
Znów jęknęła, ukryła głowę w ramionach. Nawet mi nie przypominaj.
Alex miał ochotę trzepnąć się w głowę. Jasne, sorry
Ja- e, zapomniałem.. powiedział. Nowe podejście. Wiesz, słyszałem ostatnio jeden kawał-
Liz usiadła prosto. Alex, nie myśl sobie, że nie lubię twojego towarzystwa, bo lubię, i wiem, że chcesz mi poprawić humor. Ale serio, chcę być teraz sama, teraz. Powiedziała, mając nadzieję, że dobrze ją zrozumie.
Skinął i uściskał ją. Ok., rozumiem. Zanim całkiem się odsunął, ucałował czubek jej głowy. Kocham cię, mała.
Też cię kocham, Alex. Dzięki. Powiedziała mu i patrzyła jak wychodzi.
Wszystko będzie dobrze. Alex powiedział jej, nieświadomie przysparzając jej więcej bólu.
Liz położyła się z powrotem i przykryła głowę kocem. Już to gdzieś słyszałam
***
Liz zerwała się ze snu słysząc przenikliwy dźwięk dzwonka. Jej ręka wynurzyła się spod koca, sięgnęła po telefon i przyłożyła do ucha słuchawkę. Hallo?
Liz. Odpowiedział jej głos Diane Evans.
Liz przewróciła oczami i usiadła, a koc opadł jej z ramion. Nie, Maxa tu nie ma, i nie, nie wiem gdzie jest. Powiedziała i chciała odłożyć słuchawkę ale Diane odezwała się znowu.
Nie, Liz, Max jest tutaj, ale nie o tym chciałam z tobą rozmawiać. Powiedziała. Musimy porozmawiać. Możesz tu przyjechać?
Liz przez chwilę nie odpowiadała. No chyba
powiedziała. Zaraz będę.
***
Liz wyszła ze swojej sypialni do pokoju dziennego poprawiając kurtkę na ramionach. Nancy zauważyła ją z kuchni.
Wszystko w porządku, Liz? spytała, zastanawiając się co się dzieje.
Liz obróciła się do ciotki. Właściwie to nie wiem. Powiedziała przygryzając wargę. Diane właśnie dzwoniła i powiedziała, że chce cos ze mną przedyskutować
Nie musisz iść. Nancy natychmiast powiedziała. Diane mogła znowu chcieć ją skrzywdzić.
Wiem. Ale zobaczę czego chce. Liz powiedziała. Przemyślała to sobie jeszcze raz kiedy się ubierała i stwierdziła, że posłucha co Diane ma jej do powiedzenia. Pa, Nancy.
Nancy zatrzymała ją jeszcze ma chwilę. Liz, chcę tylko żebyś wiedziała, mimo że nie pochwalam tego jak z Maxem uciekliście zaczęła. popieram twój wybór. Ufam wam obojgu i wiem, że nie postanowilibyście się pobrać
gdybyście się naprawdę nie kochali, i nie uważali że to właśnie należy zrobić.
Liz, posławszy ciotce smutny uśmiech, podeszła do niej i przytuliła ją. Dziękuję ciociu. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Powiedziała szczerze. Puściła ciotkę, pomachała i wyszła.
***
Co ja tu właściwie robie? Spytała sama siebie, stojąc przed drzwiami i wpatrując się w nie. Stała tak już od pięciu minut i nie mogła się zebrać dostatecznie by zapukać. Po prostu zapukaj do tych cholernych drzwi. Wymamrotała do siebie. W końcu uniosła rękę i miała zapukać, ale drzwi się przed nią otworzyły. Diane Evans stała po ich drugiej stronie.
Witaj, Liz. Powiedziała wycierając ręce w ścierkę kuchenną. Cieszę się, że wpadłaś.
Liz skinęła, nie wiedząc jak ją oceniać. Diane usunęła się i Liz weszła do środka. Chciała pani, ze mną rozmawiać? spytała.
Tak. Powiedziała odkładając ścierkę na stolik kuchenny. O tym co stało się wczoraj w kawiarni.
Liz westchnęła i usiadła na kanapie. Powinna była się domyślić co ją czeka.
Max nie odezwał się do mnie przez to od tego czasu. Kontynuowała.
Czyli, pójdę na górę, powiem mu żeby przestał się wydurniać i zaczął z panią rozmawiać. Liz powiedziała wstając. Tego pani chce?
Diane pokręciła głową. Nie, nie to chciałam powiedzieć. Powiedziała. Wiem, że usłyszałaś ode mnie wiele krzywdzących słów, i za to przepraszam.
Liz usiadła z powrotem i skrzyżowała ramiona. Ta, dobra. Powiedziała. Mogę już iść?
Diane zignorowała komentarz. Ale musisz zrozumieć, że masz przeszłość. Kontynuowała nie zauważając jak Liz przewraca oczami. Matka porzuciła ciebie i twoje rodzeństwo, twój ojciec jest alkoholikiem, i jeszcze ta bójka z tą biedną Hardingówną
Czyli chodzi o tą beznadziejną bójkę? spytała. Niech pani posłucha, pani Evans, ta łasica dostała to, na co zasługiwała. Nienawidziła mnie od pierwszego dnia kiedy tu przeprowadziłam-
Nie przeprowadziłaś się tutaj, Liz. Diane poprawiła ją. Uciekłaś z domu. Okłamałaś wuja i ciotkę...
Zrobiłam co musiałam.
Diane westchnęła i usiadła w krześle na przeciwko niej. Zaprosiłam cię tu dlatego, że mojemu synowi bardzo na tobie zależy, a ja źle cię oceniałam. Oceniałam cię na podstawie tego za kogo ja cię uważałam, a nie tego jaka jesteś. Powiedziała. Dlatego chcę cię poznać, zrozumieć.
Myślałam, że mnie pani rozumie. Liz powiedziała. Jeśli sobie dobrze przypominam, siedziałam właśnie tutaj, płacząc, bo mój ojciec
Diane przytaknęła. To prawda, ale wtedy zaczęłam mieć wątpliwości. Wtedy dowiedziałam się, że uciekłaś z domu. Współczułam ci, ale nie wiedziałam jakie jeszcze ciemne sekrety ukrywasz.
Liz tylko skrzyżowała nogi i wpatrzyła się w obrazek na ścianie.
Kochasz go? Diane spytała ją.
Liz spojrzała w górę w oczy starszej kobiety Tak. Powiedziała z cała pewnością.
A ja wiem, że on kocha ciebie. Diane skomentowała. Dlatego jestem gotowa zrozumieć i poznać cię, jeśli ty chcesz tego samego.
Liz przygryzła wargę i zastanowiła się chwilę. Ta, ok
***
Liz podeszła do drzwi, głośna muzyka z wierzy odbijała się od ścian. Diane wysłała ją na górę żeby z nim porozmawiała, dla siebie i dla niej. Westchnęła cicho zanim zapukała do drzwi i otworzyła je.
Max leżał rozwalony na swoim łóżku, patrzył się w sufit. Diane powiedziała jej, że nie ruszył się z tego miejsca od Bóg wie ilu dni. Weszła do pokoju, ale wciąż jej nie widział. Liz podniosła pilota od wierzy i wyłączyła ją. Ostrym ruchem okręcił głowę w jej stronę i jak tylko ją zobaczył wystrzelił z łóżka.
Liz. Wyszeptał, jakby niepewny czy rzeczywiście tam była.
Liz skinęła i uśmiechnęła się lekko. Cześć, Max. Powiedziała wysuwając krzesło spod biurka i siadając na nim.
Co ty tutaj robisz? powiedział zarzucając nogi za brzeg łóżka.
Wzruszyła ramionami. Twoja mama zaprosiła mnie na małą integrację. Powiedziała. Jego twarz wyrażała całkowity szok. Ta, dobrze słyszałeś. Cytuję: żeby cię poznać i zrozumieć.
Nie wierzę, że to zrobiła. Max powiedział. Nie wiedział czy ma być szczęśliwy czy wściekły. No, i co zrobiłaś?
Ona zadawała pytania, ja odpowiadałam. Powiedziała. Opowiedziałam jej o moim życiu, to samo co mówiłam tobie. Przeprosiła mnie za ocenienie według tego co jej się wydaje, zamiast tego jaka jestem
Czyli w dwóch słowach: lubi mnie. Powiedziała szczerząc się.
Max pokręcił głową i uśmiechnął się. Nie wiem co powiedzieć
Niektóre pytania były naprawdę dziwne.. Liz powiedziała, przypominając sobie jedno.
Uśmiechnął się szeroko. Na przykład? spytał, ciesząc się z samej jej obecności, mimo że napięcie było wyczuwalne.
Liz prawie wybuchła śmiechem próbując przypomnieć sobie jak dokładnie brzmiało pytanie. Przekręciła się na krześle tak, że ręce leżały jej na kolanach. Ok., czyli twoja mama zadaje pytania, ja odpowiadam. Że niby wiesz, część tej całej integracji. Powiedziała przewracając oczami. No nieważne. Także to było jedno z ostatnich pytań, i ona tak: „Liz,” zaczęła udawać jego matkę. „To pytanie jest dość osobiste.”
Max zakrył twarz rękoma, już się czerwienił. O matko.
Liz roześmiała się. Nie, czekaj, nie skończyłam. Ok., no i wiesz, mówię jej.. „ok...” kontynuowała ale zaraz znowu się roześmiała. No to ona: „Czy uprawiałaś kiedyś sex?”
Max jęknął i rzucił się na łóżko, a śmiech Liz powędrował za nim. O, mój, Boże. Powiedział, podkreślając każde słowo.
Liz dalej się śmiała, ale starała się opanować. Ok., no oczywiście byłam tak samo zażenowana jak ty teraz, ale nie miałam zamiaru jej okłamywać, więc mówię: „No
tak.” Powiedziała. A twoja mama na to: „Och biedactwo, czy Max wie?”
Max już zaczął z powrotem siadać kiedy usłyszał odpowiedź matki. Co? Spytał patrząc w czerwoną twarz Liz. Śmiała się tak mocno, że płakała. I co powiedziałaś?
Liz machnęła na niego ręką, starając się odzyskać oddech. Liz! jęczał. Powiedz mi!
No poczekaj. Wydyszała. Cicho, teraz najlepsze.
Wzięła głęboki oddech. No więc jestem kompletnie zażenowana ale wiadomo, nie wykręcę się już. No więc mówię prawdę: „Powinien, w końcu też tam był.” Przysięgam Max! Szczęka twojej mamy potoczyła się po podłodze!
Tak samo jak szczęka Maxa. Patrzył na nią z otwartymi ustami, a ona trzymała się za brzuch ze śmiechu. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu, a chwilę później śmiał się już razem z Liz.
Śmiech Liz przycichł, kontynuowała swoją historię. Otarła łzy, zaśmiała się ostatni raz. No więc kiedy już się pozbierała, skinęła lekko i powiedziała: „Zdaje się, że mogę zapomnieć marzenie o sexie dopiero po ślubie, co?” A ja na to „Ee, no tak.”
Max znowu pokręcił głową. Ktoś tu odbył ciekawą konwersację. Powiedział po chwili.
Nom. Liz przytaknęła. Powiedziała też, że nie wyszedłeś od tego czasu nie wyszedłeś ze swojego pokoju. To prawda?
Wzruszył ramionami. Max, to nie jest zdrowe. Nie możesz siedzieć zabunkrowany w pokoju 24/7..
Jeśli sobie dobrze przypominam, Liz. Max przewał. Alex powiedział Is, która powiedziała mi, że robiłaś dokładnie to samo
Jakiś morał?
Max uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na dłonie. Czy między nim a Liz będzie jeszcze tak jak było? Czy mu na to pozwoli? Czyli moja mama
akceptuje nas? spytał.
Chyba tak. Odpowiedziała. Jeśli w ogóle są jacyś my. Wymamrotała.
Mimo to usłyszał ją. Wstał i uklęknął przed nią, kładąc swoje ręce na jej dłoniach. Chcesz żebyśmy byli? spytał.
Liz spojrzała na niego. No tak, ale- Max uciszył ją, pocałował ją delikatnie. Jego dłonie powędrowały wzdłuż jej nóg, w górę pleców, aż do tyłu głowy. Chciał żeby pogłębiła pocałunek, ale odsunęła się.
Max. Powiedziała, opierając czoło o czoło, oddychając głęboko. Powinniśmy porozmawiać-
Nie chcę rozmawiać. Przeszkodził, i spróbował ją znowu pocałować.
Położyła mu dłonie na ramionach i odepchnęła lekko. Ale ja muszę. Powiedziała.
Max skinął rozumiejąc, pozwolił jej mówić. Choć wciąż ją obejmował. Musisz wiedzieć jak strasznie, ogromnie mi przykro
Przepraszam za wszystko i za-
Pocałował ją znów. Przeprosiny przyjęte. Powiedział, odsunąwszy się. Przysunął się znowu, ale ona wyskoczyła z krzesła.
Jak ci się to udaje? spytała, patrząc na niego z góry.
Ale co? spytał, zdziwiony.
Liz wpatrzyła się w niego. Jak możesz tak łatwo przebaczyć? spytała go, i znów nie patrzyła mu w oczy. Po tym wszystkim co ci zrobiłam. Zwątpiłam w ciebie! W nas. Dlaczego możesz mi tak po prostu wybaczyć i zachowywać się jakby nic się nie stało?
Max wstał jeszcze zanim skończyła. Złapał ją za rękę, gładząc ją. Bo Cię Kocham. Prosta odpowiedź.
Ale-
Przyłożył palec do jej ust, zbliżył się o krok. Żadnych ale. Powiedział jej. Nie zwątpiłaś we mnie. Samo to, że przyszłaś tu dzisiaj i rozmawiałaś z moją matką
wiem że ciągle mnie kochasz.
Nie umiałabym przestać. Wyszeptała czując że jego dłoń lekko gładzi jej twarz.
Uwagę Maxa odwrócił błysk z nocnej szafki. Spojrzał na niego przez ramię Liz, pierścionek migotał radośnie. Uśmiechnął się do niej, wyminął i podszedł do szafki. Ostrożnie wziął do ręki pierścionek, podszedł do Liz i uklęknął przed nią.
Tym razem zrobię to jak należy. Powiedział łagodnie i wsunął pierścionek na palec Liz. Spojrzał w jej świecące oczy. Elisabeth Parker, czy wyjdziesz za mnie?
Liz uśmiechnęła się przez łzy, zastanawiając się jak udało jej się trafić na tego wspaniałego mężczyznę. Uklękła naprzeciw niego, objęła jego twarz dłońmi. Tak. Odpowiedziała i przyciągnęła jego twarz do siebie w delikatnym pocałunku.
***
Max ścisnął rękę Liz. Nie ważne co ma na nasz temat do powiedzenia. Powiedział jej jeszcze raz gdy wychodzili z jego pokoju. Oboje wciąż bali się, że Diane nie zaakceptuje Liz, i dlatego podjęli decyzję, że wbrew wszystkiemu i wszystkim, pobiorą się po maturze. Już za kilka tygodni
Diane wychodziła z kuchni, spojrzała w stronę korytarza i prawie przeoczyła dwójkę trzymających się za ręce nastolatków. Zatrzymała się i uśmiechnęła do nich lekko. Dopiero teraz zauważyła błysk brylantowego pierścionka na palcu Liz. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się do niej gdy podeszli.
Witaj w rodzinie, Liz. Diane powiedziała wyciągając ręce by przytulić Liz.
Liz spojrzała na Maxa zanim puściła jego rękę i uścisnęła Diane. Gdy tylko się puściły, wróciła do Maxa, trzymając się za ręce.
Diane uśmiechnęła się do nich obojga. Potrzebujesz pomocy z przygotowaniami do ślubu? spytała, w nagrodę otrzymała uścisk od syna.
Dzięki mamo. Wyszeptał
CDN!
??
??
??
??